Archiwum 20 grudnia 2004


gru 20 2004 Jeszcze sie odezwala...
Komentarze: 3

Spytala, jak moze mi pomoc, dlaczego mam jej za zle. Napisalem, ze nie czuje zalu, ze teraz, kiedy tak bardzo potrzebuje kogos bliskiego, nie mam w niej wsparcia. Ze zaczynam sie domyslac, co znaczylo "juz prawie jestem pewna, czego chce, plakac mi sie chce"... Odpisala, zebym nie sugerowal sie pozorami, ze jej wiedza na temat co u niej bedzie dalej, posunela sie do przodu. Ale powie mi dopiero, jak bedzie wiedziala na 100%.... Wiec znowu dala mi nadzieje...

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 poniedzialek wieczor
Komentarze: 5

Jest makabrycznie, mam dreszcze i cos w rodzaju kolatania serca. Pije juz druga melisa. Alkoholu lepiej nie tykac.

Dzis w pelni do mnie dotarlo co sie dzieje. Nie pamietam, kiedy sie czulem tak potwornie.

Zona wyszla (wiadomo z kim sie spotkac). Wydaje mi sie, ze duzo bardziej to przezywam niz ona. Wiem dlaczego - bo ma kogos, ma wsparcie psychiczne. Ja jestem zupelnie sam. Z Ewa juz minela druga doba ciszy. Ale nie wytrzymalem, napisalem. Odpowiedz enigmatyczna... Coraz wieksza pewnosc co do jej zamiarow. W smsach, w ktorych poprosila mnie o czas, uzyla sformulowania "jestem juz prawie pewna czego chce, plakac mi sie chce". Chyba zrozumialem to opacznie. Dzis odpisala, zeby utrzymac cisze, ze ma duze problemy, ze jej kontaktem nie ulatwiam, ze ma dola i na koncu "life is brutal". Alez jestem idiota! Coz, mam nadzieje, ze w niedlugim czasie dowiem sie, jaka podleja decyzje i jaka role odegralem w jej zyciu. Dlaczego ja zawsze wierze kobietom????? Janek Bo mial racje..... Ale i tak wiem, ze, jesli znowu pojawi sie jakas kobieta w moim zyciu, uwierze jej, zaufam. Przeciez bez tego nie ma sensu budowanie czegokolwiek...

Nie wiem, co robic. Tego kola nie da sie zatrzymac. Widze, ze zonie byla na reke moja odpowiedz na temat szans naszego malzenstwa. Jezu, co ja narobilem......:(((((((((

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 jestem klebkiem nerwow
Komentarze: 10

Czuje sie potwornie. I bardzo samotnie. Mysle na przemian to o synu, to o Ewie. On nic nie wie (tzn. pewnie czuje, ze nie jest tak, jak byc powinno, ale nie wie, co sie swieci), ja z kolei nie wiem co u niej - czy juz rozmawiala z M? Spogladam co troche na komorke, nie ma koperty... Wykoncze sie chyba. Dobrze, ze w pracy jest kipisz, przynajmniej od czasu do czasu musze sie zajac sprawami zawodowymi i wtedy nie myslec o problemach.

Znowu dopadaja mnie watpliwosci odnosnie mojej decyzji w sprawie malzenstwa. Co ja chce od zony? Jest podobno ladna, gruba tez nie jest. Mila, sympatyczna, dobra. A mnie ciagle cos nie pasuje... Mamy fajnego synka... Dlaczego nie potrafie w imie ocalenia rodziny spojrzec na zone jak na kobiete mojego zycia? Nie ma w niej tego blysku w oku, tego zywiolu, jaki widze w innych kobietach... Nie ma tego temperamentu ani spontanicznosci....

Jestem prawie zalamany...

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 druga nocna rozmowa
Komentarze: 3

Jednak mialem racje - chodzilo o R. Zona przyznala, ze poznala kogos. Ciezko jej bylo to wykrztusic. Wiec jednak slusznie podejrzewalem, ze za granica ich znajomosc sie rozwinela...

Pytala, czy mam plany na sylwestra. Ja - ze nie. Bo ona chcialaby wyjsc.... Ok, pozostane z synem w domu.

Przy takim obrocie sprawy zastanowilo mnie jedno. Po jaka cholere pytala 2 dni temu, czy widze szanse na uratowanie zwiazku? Zadalem jej to pytanie. Stwierdzila, ze wlasciwie nie liczyla na inna odpowiedz. Widziala po moim zachowaniu podczas wizyty u niej za granica oraz juz po powrocie, ze nie zmienilo sie moje nastawienie do niej. Swoja droga, niezli z nich aktorzy (R tez tam byl).

Czyli wyglada na to, ze uprzedzila rozwoj wypadkow. W sumie moze i dobrze. Od czasu, gdy przestalem ja kochac, chcialem, zeby znalazla sobie kogos, zeby nie byla sama (tak bylo glownie wtedy, gdy bylem z kims, dla kogo chcialem odejsc). Teraz troche role sie odwrocily - ona ma kogos, a ja jestem wlasciwie sam...

Role odwrocily sie tez na innej plaszczyznie - naszych wzajemnych stosunkow. Mowila, ze darzy mnie szacunkiem, ze nie chce, zebysmy weszli na wojenna sciezke, zebysmy mogli sie dogadywac. Troche to trudne dla mnie w tej sytuacji. Inaczej by bylo, gdybym z kims byl. Ale nic to, staram sie trzymac, aczkolwiek nie jest latwo.

No i nadal nie wiadomo, co bedzie z synem... Jak patrze na niego, na jego beztroske, plakac mi sie chce. Czuje sie potwornie winny. Nie wiem, czy to poczucie winy mnie nie zabije ktoregos dnia...

Mam kolejne przeczucie - ze zona bedzie chciala wyjechac ponownie z R za granice, zostawiwszy mi syna. Powiem szczerze, ze nigdy sie nie liczylem z takim obrotem sprawy. Wydawalo mi sie, ze cokolwiek mialoby sie stac, syn pozostanie z zona. Bylem z nim sam ostatnie 3 miesiace. Szczerze mowiac, kiepsko sobie radzilem. Nie widze tego na dluzsza mete...

Zaczal sie najgorszy w moim zyciu czas....

na_rozdrozu : :