gru 17 2004

wieczor drugi


Komentarze: 3

Wrocilem z pracy z zoladkiem scisnietym do rozmiarow orzecha wloskiego. W drodze dostalem jednak od niej smsy.Nie byly one za wesole - musze sie liczyc z tym, ze pojdzie nie po mojej mysli. Byc moze da mu szanse... (to juz moje domysly). Najbardziej dziwi to w kontekscie tego, co wiem o ich zwiazku. Sa 7 lat razem. Po roku czy dwoch wiedziala, ze to nie to, mowili jej to tez ludzie, ktorzy znaja ich oboje. Niedopasowanie. Zupelnie jak ja z zona. Ale trwala przy nim dalej. Bala sie byc sama. Pol roku temu wyprowadzila sie od niego i wrocila do miasta rodzicow, gdzie zamieszkala z nimi. Po utarczkach z rodzicami wynajela mieszkanie. Mieszka wiec juz sama ponad pol roku, ona tu, on tam, 200km dalej. Czy mozna cos dodac? I jak tu zrozumiec kobiety? Wiem, kobiety trzeba kochac, a nie rozumiec... Jak ona moze sie ludzic, ze moze im sie znowu ulozyc? Zwlaszcza po poznaniu mnie. Nie mam na mysli tego, ze jestem jakis zebesciak, nie nie. Po prostu dalem jej skale porownawcza, jaki facet moze byc przy kobiecie, jakim moze byc partnerem w rozmowie, milczeniu, seksie... Gdybym byl wolny, wszystko wygladaloby inaczej.....

No wiec wrocilem z pracy. Nie moglem zrobic nic innego niz uciec w sen. Juz w polsnie zlapal mnie jej sms, mowiacy o nadziei (w odniesieniu do moejgo smsa "Do uslyszenia (mam nadzieje)...":

"Nadzieja to ptak opierzony

Siedzacy w naszej duszy

Spiewa melodie bez slow

Ktorej nic nie zagluszy..."

Obudzilem sie w duzo lepszej kondycji. Moze tez dlatego, ze zdazylem jej wyjasnic moje intencje - chce byc z Toba, nie chce byc z zona... Mysle, ze bylo jej to potrzebne.

Coraz blizej swieta. Mielismy jechac do tesciow, ale telefon od mamy nieco zmienil moje zamiary. Szykuje sie nade mna sad rodzinny w postaci tesciowej, zony i szwagierki. Tesciowa ponoc stwierdzila - jesli mamy odgrywac komedie, ona tego nie widzi. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak jechac samemu do moich rodzicow. Niedlugo bede musial rozmowic sie w tej sprawie z zona.

Pani psycholog, u ktorej bylem na kilku sesjach, chyba ma racje. Ja juz podjalem decyzje, ale nie wiem (i boje sie), jak ja zrealizowac. Nie chce byc z zona, chce byc z kims innym (lub nawet sam, by moc otworzyc sie na kogos innego). Moze oddzielne swieta beda pierwszym cieciem lancetu na tym nabrzmialym wrzodzie, jakim jest moje malzenstwo? Dizs uslyszalem fajny tekst, dotyczacy malzenstwa - szczesliwe malzenstwo to takie, ktore nie zostalo zawarte....

Czuje spokoj. To dziwne...

na_rozdrozu : :
18 grudnia 2004, 13:58
Nie uwazam, ze to ta jedyna. Nie ma \"tych jedynych\", tak jak nie ma \"drugiej polowki\". Sa natomiast ludzie, z ktorymi nam bardziej lub mniej dobrze.Ewa jest osoba, z ktora mi dobrze i z ktora sa szanse powodzenia na szczesliwe zestarzenie sie razem. Natomiast zupelnie inna sprawa jest decyzja w sprawie malzenstwa. Jej podjecie jest niezalezne od tego, czy mam kogos \"w zastepstwie\" czy nie. W moim przypadku, musze sie liczyc z tym, ze Ewa da ostatnia szanse M (mimo ze i ja i ona wie, ze on sie nie zmieni). However, dzieki za wsparcie :)
mad-ame
18 grudnia 2004, 12:37
Okrętu życia nie wypada przytwierdzać do jednej kotwicy....więc walcz o Nią, skoro czujesz, że to ta jedyna. A chyba czujesz skoro podjałeś juz decyzje... trzymam kciuki żebys odnalazł swoja przytstań. :*
ciotka_dobra_rada
18 grudnia 2004, 10:41
co do tamtej notki \"tęsknie...\" to odeszłam dla samej siebie... może to dziwnie zabrzmi ale uświadomiłam sobie, że wmawiałam sobie tę miłość całą a tak naparwdę nigdy jej nie było.... zauroczenie..? jeśli podjąłeś decyzje pozostaje mi tylko trzymać kciuki aby jej realizacja zbytnio się nie komplikowala... pozdrawiam serdecznie!

Dodaj komentarz