wieczor drugi
Komentarze: 3
Wrocilem z pracy z zoladkiem scisnietym do rozmiarow orzecha wloskiego. W drodze dostalem jednak od niej smsy.Nie byly one za wesole - musze sie liczyc z tym, ze pojdzie nie po mojej mysli. Byc moze da mu szanse... (to juz moje domysly). Najbardziej dziwi to w kontekscie tego, co wiem o ich zwiazku. Sa 7 lat razem. Po roku czy dwoch wiedziala, ze to nie to, mowili jej to tez ludzie, ktorzy znaja ich oboje. Niedopasowanie. Zupelnie jak ja z zona. Ale trwala przy nim dalej. Bala sie byc sama. Pol roku temu wyprowadzila sie od niego i wrocila do miasta rodzicow, gdzie zamieszkala z nimi. Po utarczkach z rodzicami wynajela mieszkanie. Mieszka wiec juz sama ponad pol roku, ona tu, on tam, 200km dalej. Czy mozna cos dodac? I jak tu zrozumiec kobiety? Wiem, kobiety trzeba kochac, a nie rozumiec... Jak ona moze sie ludzic, ze moze im sie znowu ulozyc? Zwlaszcza po poznaniu mnie. Nie mam na mysli tego, ze jestem jakis zebesciak, nie nie. Po prostu dalem jej skale porownawcza, jaki facet moze byc przy kobiecie, jakim moze byc partnerem w rozmowie, milczeniu, seksie... Gdybym byl wolny, wszystko wygladaloby inaczej.....
No wiec wrocilem z pracy. Nie moglem zrobic nic innego niz uciec w sen. Juz w polsnie zlapal mnie jej sms, mowiacy o nadziei (w odniesieniu do moejgo smsa "Do uslyszenia (mam nadzieje)...":
"Nadzieja to ptak opierzony
Siedzacy w naszej duszy
Spiewa melodie bez slow
Ktorej nic nie zagluszy..."
Obudzilem sie w duzo lepszej kondycji. Moze tez dlatego, ze zdazylem jej wyjasnic moje intencje - chce byc z Toba, nie chce byc z zona... Mysle, ze bylo jej to potrzebne.
Coraz blizej swieta. Mielismy jechac do tesciow, ale telefon od mamy nieco zmienil moje zamiary. Szykuje sie nade mna sad rodzinny w postaci tesciowej, zony i szwagierki. Tesciowa ponoc stwierdzila - jesli mamy odgrywac komedie, ona tego nie widzi. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak jechac samemu do moich rodzicow. Niedlugo bede musial rozmowic sie w tej sprawie z zona.
Pani psycholog, u ktorej bylem na kilku sesjach, chyba ma racje. Ja juz podjalem decyzje, ale nie wiem (i boje sie), jak ja zrealizowac. Nie chce byc z zona, chce byc z kims innym (lub nawet sam, by moc otworzyc sie na kogos innego). Moze oddzielne swieta beda pierwszym cieciem lancetu na tym nabrzmialym wrzodzie, jakim jest moje malzenstwo? Dizs uslyszalem fajny tekst, dotyczacy malzenstwa - szczesliwe malzenstwo to takie, ktore nie zostalo zawarte....
Czuje spokoj. To dziwne...
Dodaj komentarz