Archiwum grudzień 2004


gru 22 2004 Zaczynam sie rozpadac...
Komentarze: 7

...psychicznie.

Nie umiem sobie ze soba poradzic. Nie wiem, kim jestem, dokad ide, co chce osiagnac....

Wczoraj Ewa uaktywnila sie smsowo. Milo mnie to zaskoczylo. Pytala, gdzie w koncu jade na swieta (zdecydowalem jednak, ze ze wzgledu na syna pojedziemy wszyscy do rodzicow zony). Na moje zdziwienie, ze nie milczy, jak chciala, odpisala, ze teskni, ze nie potrafi milczec. Rozpisalismy sie troche, az w pewnym momencie napisala, ze jednak musi zamilczec, bo znowu odezwaly sie jej uczucia... Pytalem, czy rozmawiala juz z M (bylem przekonany, ze tak, ze pojechala do niego w tym czasie i rozmawiali). Nie chciala o tym mowic... Nie wiem, jak to rozumiec.

W tych smsach tak sie rozpedzilismy, ze powiedzialem jej, ze jest cos, co chcialbym jej powiedziec w 4 oczy. Domyslila sie, ze mam na mysli to, ze sie zakochalem. Mialem ochote to napisac wprost, ale uznalem, ze byloby to glupie w smsie. Zadala mi pytanie, ktore sklonilo mnie do myslenia - ze zastanawia sie, czy po latach rownie troskliwie i ze zrozumieniem traktowalbym jej pewna przypadlosc. Czy nie jest przypadkiem tak, ze ona przez ten caly czas analizuje nie jej zwiazek z M (i ewentualna przyszlosc ich razem), tylko mnie pod katem wspolnego zycia??

Na koniec jeszcze zadala nurtujace ja pytanie - oczywiscie czysto hipotetycznie. Jak bym zareagowal, gdyby okazalo sie, ze jest w ciazy. I najciekawsze jest to, ze moja spontaniczna reakcja byla jednoznaczna - ucieszylbym sie! A niecale 2 tygodnie temu mowilismy o dzieciach i stwierdzilem, ze nie chcialbym miec juz dzieci. Mysle, ze moja zmiana myslenie jest spowodowana moim uczuciem do niej. Swoja droga, dlaczego zadala mi takie pytanie?? Pewnie powod jest ten sam - zastanawia sie nad przyszloscia ze mna, a ona chce miec dzieci.

Wczoraj zona wyszla przed 20. Zrozumialem, ze na krotko. Hmm, wrocila gdzies miedzy 5 a 6.... Bardzo mnie to juz wkurwia! Gdybym nie mial niczego na sumieniu, nie wiem, jak bym to zniosl.... W kazdym razie mam zamiar jej powiedziec "dosc". Moze i czuje sie wolna, ale uwazam, ze przegina. Boje sie, ze pojdzie na noze...

No i te ciagle mysli o synku. Serce mi sie kraje, jak na niego patrze :( Przeciez jesli sie dowie, ze sie rozejdziemy...... Nie wyobrazam sobie tego!! Kocham go. Co nie znaczy, ze jestem slodki - chociaz wczoraj nawet krzyknalem na niego.

Zaloze sie, ze mam cos nie tak z psychika. Co by moglo mnie uzdrowic? Powrot do zony, proba zaczecia od nowa? To juz chyba niemozliwe. Owszem, uszczesliwiala by mnie pelna rodzina. Ale problem z tym, ze zona jest niewlasciwa dla mnie osoba, powrocilby jak bumerang. Zwiazek z Ewa (lub z kimkolwiek innym - bo to tez musze brac pod uwage)? Na pewno tak. Ale wtedy z kolei unieszczesliwilaby mnie nieobecnosc syna (gdyby zona go zabrala za granice). Co natomiast, jesli ja bym z nim zostal? Wtedy marne szanse na bycie z Ewa... wiem, ze ona chce mnie, ale nie wiem, czy razem z dzieckiem...

Wszedzie swieta dookola... dziala mi to tylko na nerwy. To beda najgorsze swieta w moim zyciu. Czy ten zly sen sie kiedys skonczy?

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 Jeszcze sie odezwala...
Komentarze: 3

Spytala, jak moze mi pomoc, dlaczego mam jej za zle. Napisalem, ze nie czuje zalu, ze teraz, kiedy tak bardzo potrzebuje kogos bliskiego, nie mam w niej wsparcia. Ze zaczynam sie domyslac, co znaczylo "juz prawie jestem pewna, czego chce, plakac mi sie chce"... Odpisala, zebym nie sugerowal sie pozorami, ze jej wiedza na temat co u niej bedzie dalej, posunela sie do przodu. Ale powie mi dopiero, jak bedzie wiedziala na 100%.... Wiec znowu dala mi nadzieje...

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 poniedzialek wieczor
Komentarze: 5

Jest makabrycznie, mam dreszcze i cos w rodzaju kolatania serca. Pije juz druga melisa. Alkoholu lepiej nie tykac.

Dzis w pelni do mnie dotarlo co sie dzieje. Nie pamietam, kiedy sie czulem tak potwornie.

Zona wyszla (wiadomo z kim sie spotkac). Wydaje mi sie, ze duzo bardziej to przezywam niz ona. Wiem dlaczego - bo ma kogos, ma wsparcie psychiczne. Ja jestem zupelnie sam. Z Ewa juz minela druga doba ciszy. Ale nie wytrzymalem, napisalem. Odpowiedz enigmatyczna... Coraz wieksza pewnosc co do jej zamiarow. W smsach, w ktorych poprosila mnie o czas, uzyla sformulowania "jestem juz prawie pewna czego chce, plakac mi sie chce". Chyba zrozumialem to opacznie. Dzis odpisala, zeby utrzymac cisze, ze ma duze problemy, ze jej kontaktem nie ulatwiam, ze ma dola i na koncu "life is brutal". Alez jestem idiota! Coz, mam nadzieje, ze w niedlugim czasie dowiem sie, jaka podleja decyzje i jaka role odegralem w jej zyciu. Dlaczego ja zawsze wierze kobietom????? Janek Bo mial racje..... Ale i tak wiem, ze, jesli znowu pojawi sie jakas kobieta w moim zyciu, uwierze jej, zaufam. Przeciez bez tego nie ma sensu budowanie czegokolwiek...

Nie wiem, co robic. Tego kola nie da sie zatrzymac. Widze, ze zonie byla na reke moja odpowiedz na temat szans naszego malzenstwa. Jezu, co ja narobilem......:(((((((((

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 jestem klebkiem nerwow
Komentarze: 10

Czuje sie potwornie. I bardzo samotnie. Mysle na przemian to o synu, to o Ewie. On nic nie wie (tzn. pewnie czuje, ze nie jest tak, jak byc powinno, ale nie wie, co sie swieci), ja z kolei nie wiem co u niej - czy juz rozmawiala z M? Spogladam co troche na komorke, nie ma koperty... Wykoncze sie chyba. Dobrze, ze w pracy jest kipisz, przynajmniej od czasu do czasu musze sie zajac sprawami zawodowymi i wtedy nie myslec o problemach.

Znowu dopadaja mnie watpliwosci odnosnie mojej decyzji w sprawie malzenstwa. Co ja chce od zony? Jest podobno ladna, gruba tez nie jest. Mila, sympatyczna, dobra. A mnie ciagle cos nie pasuje... Mamy fajnego synka... Dlaczego nie potrafie w imie ocalenia rodziny spojrzec na zone jak na kobiete mojego zycia? Nie ma w niej tego blysku w oku, tego zywiolu, jaki widze w innych kobietach... Nie ma tego temperamentu ani spontanicznosci....

Jestem prawie zalamany...

na_rozdrozu : :
gru 20 2004 druga nocna rozmowa
Komentarze: 3

Jednak mialem racje - chodzilo o R. Zona przyznala, ze poznala kogos. Ciezko jej bylo to wykrztusic. Wiec jednak slusznie podejrzewalem, ze za granica ich znajomosc sie rozwinela...

Pytala, czy mam plany na sylwestra. Ja - ze nie. Bo ona chcialaby wyjsc.... Ok, pozostane z synem w domu.

Przy takim obrocie sprawy zastanowilo mnie jedno. Po jaka cholere pytala 2 dni temu, czy widze szanse na uratowanie zwiazku? Zadalem jej to pytanie. Stwierdzila, ze wlasciwie nie liczyla na inna odpowiedz. Widziala po moim zachowaniu podczas wizyty u niej za granica oraz juz po powrocie, ze nie zmienilo sie moje nastawienie do niej. Swoja droga, niezli z nich aktorzy (R tez tam byl).

Czyli wyglada na to, ze uprzedzila rozwoj wypadkow. W sumie moze i dobrze. Od czasu, gdy przestalem ja kochac, chcialem, zeby znalazla sobie kogos, zeby nie byla sama (tak bylo glownie wtedy, gdy bylem z kims, dla kogo chcialem odejsc). Teraz troche role sie odwrocily - ona ma kogos, a ja jestem wlasciwie sam...

Role odwrocily sie tez na innej plaszczyznie - naszych wzajemnych stosunkow. Mowila, ze darzy mnie szacunkiem, ze nie chce, zebysmy weszli na wojenna sciezke, zebysmy mogli sie dogadywac. Troche to trudne dla mnie w tej sytuacji. Inaczej by bylo, gdybym z kims byl. Ale nic to, staram sie trzymac, aczkolwiek nie jest latwo.

No i nadal nie wiadomo, co bedzie z synem... Jak patrze na niego, na jego beztroske, plakac mi sie chce. Czuje sie potwornie winny. Nie wiem, czy to poczucie winy mnie nie zabije ktoregos dnia...

Mam kolejne przeczucie - ze zona bedzie chciala wyjechac ponownie z R za granice, zostawiwszy mi syna. Powiem szczerze, ze nigdy sie nie liczylem z takim obrotem sprawy. Wydawalo mi sie, ze cokolwiek mialoby sie stac, syn pozostanie z zona. Bylem z nim sam ostatnie 3 miesiace. Szczerze mowiac, kiepsko sobie radzilem. Nie widze tego na dluzsza mete...

Zaczal sie najgorszy w moim zyciu czas....

na_rozdrozu : :